Historia ta jest porąbana jak lato z radiem. To ja może zacznę od początku....
Tego palanta poznałam jakoś w pierwszej gimnazjum. Był przystojny jak diabli, ale i również zły. Dla niego nie liczyły się uczucia innych. Był bezduszny dla tych, którzy weszli mu w drogę. Wykorzystywał dziewczyny. Brał narkotyki, pił, palił. No i ogólnie fuu...blee...
Na jednej z imprez, jak mnie pamięć nie myli to było zaraz po skończeniu gimnazjum... znaczy wiecie ja i on byliśmy o rok starsi, bo przez nasze bójki zostawili nas za zachowanie -,- i to w jednej klasie... Ale wracając, na jednej z imprez coś mnie podkusiło i napiłam się drinka, którego mi przyniósł.
Okazało się, że czegoś tam dosypał. No i jak się samo przez się rozumie, noc została skończona z wielkim brzuchem. Tak, przeleciał mnie(ale żeby nie było, to nie był gwałt. Wiecie o co chodzi c'nie?), a co najgorsze - zaszłam w ciąże. Moja mama chciała go pozwać, ale mi nie chciało się latać po sądach, więc jakoś ją udobruchałam. Rodzice pomagali mi z Amelią, kiedy poszłam na studia, a później do pracy.
Wiecie oni mieli mnie późno, no i jak poszłam do pracy to byli na wcześniejszej emeryturze.
*------*
Po jakimś roku mojej pracy jako pielęgniarka, dostałam "awans". "Awans" polegał na tym, że dostawałam więcej kasy. Wiecie, mi to akurat pasowało.
Pewnego dnia zawołał mnie szef do swojego gabinetu z ważną wiadomością.
- Chciałeś mnie widzieć Ian?
- O Marta! Wspaniale! Słuchaj moja droga. Jak wiesz ostatnio był poważny wypadek. - Jakoś 2 tygodnie temu ten zespolik one diurexion czy jakoś takoś miał "stłuczkę" z pędzącym 200 km/h samochodem. I kierowca tak jakby jest w kiepskim stanie.
- No wiem. i co?
- Bo potrzebna jest pielęgniarka, a ty jesteś taka zdolna i do tego młoda!
- A tak na serio? - mężczyzna westchnął.
- Nikt naprawdę, nie chce iść. Bo zobacz, to bóg nastolatek!! Pewnie rozpieszczony.
- Ech... dobra. Mogę iść, a kto to?- Podał mi teczkę. Kiedy zobaczyłam jego imię i nazwisko mało nie zemdlałam. - Nie. Ja nie mogę. Muszę się wycofać.
- CO?! Nie możesz!
- Może nie mogę, ale chcę.
- Dlaczego?- spytał, zawahałam się, ale powiedziałam mu całą prawdę. - O matko boska. Ale przecież może cię nie poznać. I pozwalam...- szepnął - sam nie wierzę, żę to mówię - i już normalnie - żebyś nad nim się nie litowała. Ale na serio to tak, żeby nic nie podejrzewał... - uśmiechnął się figlarnie co odwzajemniłam.
Wróciłam do pustego domu. Amelka jest u dziadków. Wyszłam na podwórko. Tam wyciągnęłam jego zdjęcie z szopy, wzięłam świecę, zapaliłam ją.
- Czas na wyrównanie rachunków mój drogi. - Cała jego podobizna wędrowała z dymem w niebo....
*-----*
Rano wstałam wypoczęta. Ubrałam się w biała krótką spódniczkę i tego samego koloru bluzkę na ramiączka z dosyć sporym dekoltem. No w końcu musiałam być ubrana na biało.
Zjadłam śniadanko. Takie dooobre mniiaaam, no to po takim poranku mogę iść do tego debila.
Zapukałam do ich drzwi. Otworzył mi niejaki Harry Styles,
- Ty musisz być Marta. Zapraszam.
- Dobry. Więc co mam robić?
- My tak na prawdę jesteśmy teraz cały czas w domu, ale boimy się, że coś mu zrobimy, a po za tym musi brać kilka zastrzyków dziennie, bo jest sparaliżowany. Nie może chodzić. - prowadził mnie w kierunku sypialni chłopaka
- Oj biedactwo. - udałam, że mnie to ruszyło.
- Zayn chłopie! Twoja pielęgniarka przyszła!
- Witaj Zayn - uśmiechnęłam się chamsko
- Jewel...
- We własnej osobie dupku.
- CHŁOPAKI PROSZĘ WAS! ONA MNIE WYKOŃCZY!! - zaczął wrzeszczeć jak pojebany. Nic się nie zmienił... no może ciutkę (czyt. jak cholera) wyprzystojniał.
- Co się dzieje?- przybył do chorego Liam.
- Ona mnie zabije jak tylko Was nie będzie.
- Breedzi.- odezwał się zapatrzony w mój dekolt Styles
- Haroldzie rozumiem, że jesteś niewyżyty ale jednak oczy mam wyżej.
- A tak... - jezu jak on się słoodko rumieni
- Nie no Styles. Chyba pierwszy raz widzę, żeby dziewczyna cię zawstydziła. - odezwał się chłopak w paski. Lokaty coś pogadał pod nosem i wyszedł
- Możecie podać mi jego kartę?
-co?? - chyba nie zajarzyli.
- Takie coś, prostokątne - pokazywałam gestami- gdzie się pisze co pacjent przyjmuje i ile, i jaka jest temperatura itp. - Olśniło ich i mi podali. Okazało się, że Malik musi dostawać 5 zastrzyków dziennie w pośladki... Nie spodobało mi się to za bardzo, ale jak mus to mus.
*--------*
Pracowało mi się u nich nawet miło przez ten ostatni tydzień. Jeszcze muszę wytrzymać 2 tygodnie.
Malik zaczyna jako tako chodzić. Według mnie to jest sukces.
Ale wracając.
Właśnie siedziałam w pokoju mulata i czekałam, aż łaskawie się obudzi. Nagle wleciał przerażony Harry.
- Jewel!
- Co się stało?
- Bo, bo dzwoniła Twoja mama i powiedziała, ze Amelka jest w szpitalu. I żeby ci to przekazać. A tak właściwie kto to jest??- I podał mój telefon ze zdjęciem mojej córy na tapecie.
- Moja córeczka, a teraz przepraszam Was, ale muszę iść.
Wsiadłam do samochodu i pojechałam.
W głowie kłębiły mi się różne możliwości. Od zwykłego zasłabnięcia do poważnego raka.
Wbiegłam na pediatrię, a tam juz byli załamani rodzice.
- C-co się stało?
- Mel ma astmę. Co dopiero się ujawnia. Jest sposób, żeby to wyleczyć. Podobno jakiś nowy (dop.aut. wymyśliłam). Trzeba po postu wziąć krew od obojga rodziców. Zobaczyć która jest bliższa dziecku i ją wstrzyknąć z lekami. To pomaga. Tam na sali jest dziesięcioro dzieci wyleczonych z tego.
Po tych słowach myślałam, że zemdleję. Przecież jej ojciec... No, ale nie mogę... proszę Was... nie każcie mi tego robić!!
- Wiem! - poszłam do Ian'a- Potrzebuję pomocy.
- Domyślam się
- Możesz wziąć krew Malika?
- Ok. I rozumiem, że Twoją też?
- Tak.
- Spoko. - I w taki sposób załatwiłam sobie i wolne na tydzień, i krew bez mówienia prawdy panu Z.
Moja malutka córeczka spała podpięta do różnych aparatur. Aż serce się krajało.
- Zrobię wszystko, żebyś była zdrowa. - szepnęłam, pocałowałam ją w główkę, następnie usiadłam w fotelu, aż koniec, końców zasnęłam.
*-----*
Obudziły mnie jakieś głosy. Podniosłam jedno oko, potem drugie. To co zobaczyłam... wpędziło mnie w zawał.
- Ooo... to ja jeszcze śpię. branoc. - Jednak mój pomysł udaremnił Powszechnie wam znany Tomlinson
- NIe, nie, nie. Wstajesz moja droga. I tłumaczysz dlaczego po pierwsze siedzisz tu z dzieckiem, po drugie czemu w imionach rodziców napisane jest Zayn i po trzecie Co tu się dzieje??!!
- Ech... Uparci jesteście. Pierwsze to moja córka, dlatego tu siedzę, drugie, bo jest jej ojcem, trzecie ma astmę.
- Chwila, chwila... powiedziałaś, że to moja córka? - To się obudził.
- Mhm...
- Jak?!
- Normalnie. Wiesz tak jakby na zakończeniu gimnazjum...
- Nie musisz tłumaczyć.
- No właśnie...
W tej chwili wszedł Ian.
- O... Skoro pan tutaj jest to może pobierzemy krew?
- Tak, tak... - wyszeptał nie wiedząc o co chodzi. Cały czas patrzył się na Mel jak na największy skarb.
Po upływie tygodnia Amelka była zdrowa, a mulat tak się zaparł, że sam zaczął chodzić po dwóch dniach od dowiedzenia się, że to jego córka.
Siedzieliśmy całą siódemką u mnie w domu.
Powiem wam szczerze, że oni nie są najgorsi. Dogadujemy się, a to najważniejsze.
W tym momencie Nasz drogi "Tatuś" poszedł myć swoją córkę. Dziewczynka bardzo się do niego przywiązała. I dobrze.
Po cichu weszłam do łazienki, bo było mi za cicho. Zobaczyłam tam słodki obrazek. A mianowicie Mel myła twarz Zayn'owi. Uśmiechnęłam się na to. Powoli się wycofałam, tak żeby nie zdradzić się, że tam byłam. Zeszłam na dół. A tam chłopcy już popadali - śpią. Dzisiejszy dzień ich wykończył. Amelka ma dużo siły. Przykryłam ich kocem i poszłam do kuchni.
Zaczęłam robić kolacje, kiedy z góry zszedł chłopak. Oparł się o blat, westchnął, uśmiechnął się, a następnie zaczął nawijać jak katarynka.
- Ona jest słodka, miła, kochana, malutka i taaakaaaa kochana...
- Wiem. Wzroku nie można od niej oderwać.
- Tak jak od Ciebie - wyszeptał patrząc na mnie
- Zayn... przerabialiśmy to w gimnazjum.
- Tak, ale w gimnazjum nie zwracałaś na mnie uwagi.
- Wierzysz w cuda?? - zaśmiałam się z jego miny. Ten nic sobie z tego nie zrobił tylko mnie pocałował. Owinęłam go nogami w biodrach, a ten posadził mnie na blacie.
- Kocham Cię Jewel i zawsze tak było. Po prostu pogubiłem się.
- Też Cię kocham Javadd. - uśmiechnęliśmy się do Siebie i znów pocałowaliśmy
*-------*
W taki sposób ogień i lód połączyli się na wieki. Nie wyparowali, nie zniknęli. Byli sobą. W rodzimej postaci.
Marta i Zayn zostali połączeni obelgami, kłamstwami, fałszerstwem, dzieckiem, ale co najważniejsze MIŁOŚCIĄ...
---------------------------
Następny Imagin za 2-3 dni :**
Pozdrawiam
Marzena ;*
Hahahhahaah dobreee super i w ogóle tylko szkoda że nie mam zielonych oczu ;( Ja chcę zielone łoczy kto odda ;D:D Już czekam na kolejny Pysiek <3
OdpowiedzUsuńAwww, to takie słodkie *.* Ej, za dużo słodkiego... :p To z kim kolejny?
OdpowiedzUsuń