Czytasz =>Komentujesz

Obserwatorzy

wtorek, 24 grudnia 2013

Rozdział 17 + życzenia...

 Rozdział całkowicie dedykowany Duszce :) Dzięki niej nie napisałam Epilogu :) Dziękuję :*
Przeczytajcie pod postem notatkę :) 
--------------------------


*21 grudnia*
Dziwnie się czuję, gdy nie ma nikogo z tej piekielnej rodziny koło mnie. Przez te kilka miesięcy przyzwyczaiłam się do szumu i gwaru, który panował w moim otoczeniu.  Mimo że, jestem u Babci, a jest tu ponad 30 osób, nie mogę się przyzwyczaić. 
Wczoraj byłam z dziewczynami na zakupach. Kupiłyśmy chyba z tysiąc prezentów. Ja zakupiłam również dla mojej londyńskiej "rodziny".  No niestety :P

*23 grudnia*
- Chodźcie musimy zrobić jedzenie! - krzyknęła ciocia Iwona. Cała ekipa dziewczyn zebrała się w kuchni. A że było bardziej niż pewne to, że będzie gorąco, ubrałyśmy się w szorty i bluzki na krótkie ramiączka. No, co? Nie piekliście nigdy ciast w trzech piekarnikach? Uwierzcie gorzej nie może być... Babcia dodatkowo włączyła radio, a tam był maraton piosenek świątecznych. Kołysałyśmy się w rytm muzyki i kroiłyśmy sałatki.
- Dobra. Mamy 10 makowcy. 5 Jo-jo (takie fajne ciasto jo-jo :P), 4 serniki., 6 metrowcy. - zliczyła Agnieszka. - Wystarczy? - spojrzała uważnie na babcię. Kobieta pokręciła głową. 
- Nie. Na 100% trzeba dorobić więcej. No zobaczcie jest nas dokładnie 35 osób. Plus minus dzieci. A pewnie zwalą się sąsiedzi w Drugi Dzień Świąt. - I z miną męczenników wróciłyśmy dalej do roboty. 

*Dzień wcześniej, Looondyn*

 ~Perspektywa Danielle~
Ja się tak nie bawię! TO nie fair!  Dlaczego ona musiała sobie wyjechać, akurat na Święta? Przecież to według mnie nie smaczne. No okej... rozumiem wszystko, ale tęsknimy za nią. Dakota, Diana czy jak jej tam, to nie Joasia
Dlatego postanowiliśmy zrobić jej niespodziankę i przylecimy. A wicie co zabawne? Nawet Zayn leci, tylko że bez tego plastika. Jedyna dobra wiadomość. 

No ale wracając do świątecznej niespodzianki. Byliśmy już w sklepach mamy kilkadziesiąt prezentów dla ich rodziny. 
Tak, wiemy ile ich jest. Kontaktowałam się z Suz i Agnes. Jak dobrze, że opisały Nam co kto lubi.... Dobre duszki...

Jako, że Zayn zdecydował (co za imbecyl, jakby wcześniej nie mógł tak zrobić), że kupi prezent osobiście dla Sophie i Jo. Podobnież chce uczestniczyć w jej życiu.  Ciekawe jak zareaguje na to moja przyjaciółka.


No dobra lecę spać, bo jutro z samego rana (czyt. 10.00) trzeba wstać, bo mamy samolot o 12. 



~*~wracamy do Polski, Tym razem opowiada Suzan.~*~

O około 19, usłyszałyśmy dzwonek do drzwi. Podeszłam do nich i otworzyłam. No myślałam, że padnę. Przede mną stała cała parszywa ósemka. 
- Stęskniliśmy się, a że nie mieliście zamiaru przyjechać, my zawitaliśmy. - uśmiechnęła się El.
- Jo! Nieśka! - zawołałam, a po chwili, owe dziewczyny pojawiły się na horyzoncie. 
- Miśki! - Zrobiliśmy grupowego przytulasa (nawet Malik.). Poprosił moją najstarszą siostrę na bok. I zaczęli rozmawiać. Nie słyszałam nic, więc podeszłam bliżej
- Idiota, debil, frajer...
- Skończyłaś już wymieniać swoich byłych?
 - nie jestem jeszcze przy Tobie  - uśmiechnęła się chamsko, a jemu zrzedła mina. Z mojej siostry jest MISZCZ! On do niej podszedł i wyszeptał. Kurna, przecież nie wezmę mikrofonu!
-Im krótsza spódniczka, tym bardziej ją kochasz. im większy dekolt, tym bardziej ubóstwiasz.-czyż nie na takiej zasadzie działasz, kochanie? 
- Do cholery jasnej Aśka, przepraszam! - no tego to nawet ja się, nie spodziewałam
- Przepraszaj mnie i tysiąc razy, ale mojego wybaczenia szybko nie dostaniesz. Co najwyżej w ryj.  - I kręcąc dupą, poszła do kuchni kończyć dania.Widziałam, że Zayn jest smutny. Ale no serio? Żeby dopiero teraz? Miał tyle czasu. A dodatkowo ją obraził w szpitalu. Ach... szkoda gadać... 
No dobra. Ja nie lubię jak chłopak płacze. Więc podeszłam do niego i przytuliłam lekko. 
- Będzie dobrze. Tylko musisz dać jej czas. - I sama wróciłam do dziewczyn.

*Wracamy do perspektywy Jo.*

Nawet nie wiecie, jak bardzo chciałam rzucić mu się na szyję. Objąć i powiedzieć "Kocham Cię najbardziej na świecie" A później dodać "Będziesz tatą, po raz drugi." 
Ale przypomniałam sobie, jak mnie potraktował. I nagle dostałam silnego kopa. Powiedziałam wszystko co tylko na język mi się nawinęło. 

Mimo że kuchnia była duża, to i tak było w niej za dużo osób. Gdy tylko do Nas wróciła Zuzia, Harry od razu zesztywniał. Kątem oka spoglądał na nią, pilnował jej wzrokiem, jednocześnie udając obojętnego, na jej strój. Czyżby jebaniutki się zakochał? O to nowość. No dobra, może nie nowość, ale rzadkość.

Słyszałam śmiech Malika i Sophie. Bawili się w dwójkę na dywanie w salonie. Mała gdy tylko go zobaczyła, natychmiast wpadła w ramiona. Nie chciała puścić. Dlatego nawet musiał, ją umyć i położyć. Na jeden dzień chyba, miał za dużo wrażeń, bo od razu zasnął, razem z dzieckiem. 

Kiedy w domu było już cicho, na palcach do mnie weszła zalana łzami 14-latka. 
- Zuzik. Co się dzieje? 
- Kocham go. Rozumiesz? Zakochałam się w Samym Harrym Stylesie. Ja nie mogę! On mnie nie chce, to po pierwsze, a po drugie jestem za młoda dla niego. - Przytuliłam ją do siebie, i zaczęłam kołysać. Wiedziałam jak potrzebowała takiej, matczynej czułości, której nasza "matka" jej nie dała. 

I właśnie przytulone do siebie usnęłyśmy...

-----------------------------------------------
Życzę Wam moje słonka, żebyście mogły/mogli

hyhyhyhyhyyhyhy.png

No i ogólnie wszystkiego najlepszego!
Bogatego Mikołaja i w Sylwestra zabawy do rana :*

Pozdrawiam
Pierniczek :*

Ps. Niech każdy zostawi po sobie jakiś ślad. Nawet "." - kropkę.

Ps2. Niektóre teksty zaczerpnięte są ze strony http://kooloorowa.blogspot.com/

piątek, 20 grudnia 2013

Pytanie za 100 pkt.

Zakończenie ma być smutne, wzruszające czy wesołe?
Bo nie wiem jak w tym rozdziale ma się wszystko potoczyć :/

5 komentarzy next 


Pozdrawiam
Piernicek

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Rozdział 16 ;)

- Ale jak to możliwe? - pytała po raz enty, wciąż oszołomiona Suzanne. Nie dość, że poprzedniego dnia pytała się mnie chyba z miliard razy, to i teraz musiała powtarzać...
- Nie mam zielonego pojęcia. 
- Czyli czekaj. Zostajemy w Anglii? 
- Nie. Wracamy do Polski. 
- Ufff - Agnes otarła "pot " z czoła - A już się bałam, że powiesz wszystko temu idiocie i znów będziecie razem. 
- Hihi^^ Nie mów tak. - nie ma co, podnosić na duchu to umieją.
- Oj dobrze, dobrze. Słuchaj, to wychodzisz dzisiaj?
- Tak - odpowiedziała Pauline, wchodząc do sali. - Masz wypis i pamiętaj zgłoś się do Marty w Zakopanem. 
- Jasna sprawa! - zasalutowałam, poszłam do łazienki, ubrałam się oraz umyłam, zabrałam leki i wyszłam z tego potwornego miejsca.  Gdy jechałyśmy taksówką, zadzwoniłam do  szkoły w mieście rodzinnym dziadków, zadzwoniłam do nich i do Danielle, że będziemy za cztery godziny. 
- Czemu cztery? - spytała moja młodsza siostra
- Bo moje kochanie, idziemy na zakupy. - No i oczywiście, w cztery godziny się nie wyrobiłyśmy. Nakupowałyśmy wiele różnych ubrań. Poczynając dla Sophie, skończywszy na ciążowych łachmanach. Dodatkowo zakupiłyśmy prezenty na gwiazdkę dla caaaaaaaaaaałej rodziny. Dobrze, że spod Galerii można było wypożyczyć bus...
- Jesteśmy! Cieszycie się?? No pewnie, że tak! - Głos Agnes niósł się przez korytarz.
- Witaj Jo. - Paul przytulił mnie lekko. - przepraszam. - dodał spuszczając głowę - może nie powinienem tak na Ciebie naciskać, może...
- Paul... Spokojnie. To nie Twoja wina. A po za tym wracam do Polski. 
- Co? - krzyknął, a za nim niosło się echo innych głosów. 
- Tak. Wracamy w pią... czwórkę do dziadków. Uznałyśmy, że będzie Nam dobrze.  - Dlaczego prawie powiedziałam "piątkę"? Przecież... Obym się nie wygadała...
- Skoro tak twierdzisz... - Resztę dnia spędziłyśmy na rozmowach., oraz pakowaniu prezentów to walizek. Jest plus, że ma się przyjaciółki. One mają wiele walizek i to głębokich.

Dwa dni później staliśmy prawie wszyscy na lotnisku w samym sercu Londynu.
- Nie jedźcie - wyszeptał w końcu Styles. - Po co? Przecież tu jest Wam dobrze, prawda? - Pomińmy fakt, ze cały czas lampił się jak sroka w gnat na Ness.
-  Musimy wyjechać. I nie tylko dla Jo. My tego chcemy. - A. skończyła mówić i odezwał się głos proszący pasażerów na odprawę. 
Przytuliliśmy się ostatni raz i poszłyśmy. 
Pewnie pytacie sie, co z ubraniami, rzeczami itp. Paul, był taki dobry, ze wypożyczył nam skądś samolot, tylko po to, żeby zawieźć rzeczy.  Będę Tęskniła...
Wiem, wiem. Zachowuję się, jak rozwydrzony dzieciak, ale się boję do cholery! Znów będę miała dziecko do wychowania. Znów przeżywanie tego samego. 
Tylko wyjątkiem jest to, że od początku wiem, czyje to jest dziecko. A i takie do Was Pytanie (odpowiedzcie w komentarzach, w miarę możliwości wszyscy, proszę! :) dop.aut) Co byście na moim miejscu zrobili? Bo tak z boku, patrzy się inaczej na to, niż jak to się przeżywa.
No nie ważne. W każdym wypadku, po czterech godzinach byliśmy w Krakowie, na lotnisku. 
- Pani Joanno - odezwał się mężczyzna z transportowca.(wspominałam, ze nie lubię swojego pełnego imienia?) - Wszystko jest już załadowane do Busa, jest on opłacony i tylko na panie czeka. 
- Dobrze. Dziękuję. Do widzenia. - uśmiech wpłynął na moją twarz. Cieszyłam się, że dziewczyny umiały polski, cieszyłam się że będziemy u dziadków, cieszyłam się, że spotkam rodzinę, której nie widziałam od wieków. Jednym słowem, wszystko mnie cieszyło.
Gdy tylko zajechałyśmy na miejsce, przywitał mnie wielobarwny dom. 
- Halo! Jest tu kto? - weszłam po cichu do klatki schodowej. Tak moja babcia miała własną klatkę schodową, gdyż łączyła ona trzy piętra. Babci, cioci i dla gości. A tak notabene, sama działka miała z trzy hektary, jak nie więcej, to wyobraźcie sobie wielkość budynku. Żeby lepiej wam to ukazać, to powiem, że od północy ściany mają kolor zielony. Od południa klatka ciemny pomarańcz, a pokoje na dole jasny pomarańcz. Po środku był niebieski, a na samym szczycie fioletowy. Zgadnijcie jaki dach!! Zajebiście czerwony! Proszę państwa, oto RATUSZ MIASTA :P

Ale wracając. Wchodząc na klatkę schodową poczułam zapach babcinych wypieków. Czułam już w ustach smak pierogów z kapustą i grzybami oraz karpia w galarecie cioci Iwony. Tak, tak byłam tu nie dawno. Znaczy... jak byłam w ciąży z Sophie. 
-  Asik! - krzyknęła powyżej wymieniona ciocia.  - Jak wyrosłaś! A ty Zuziu to w ogóle. Niesia wyglądasz szałowo! - Ciocia Iwona - dosyć niska, pulchna kobieta, zachowująca się niczym nastolatka. - A ty moja damo to kto? - pytała kucając przy mojej córeczce, która chowała się pod mój płaszcz. 
- Zosia... - szepnęła cichutko. Kobieta popatrzyła na mnie pytająco, a ja przytaknęła. 
- Jesteś taka podobna do mamy...
- Ja nie widzę podobieństwa. - zauważyła Zuzik
- Joasia, jak była mała, też miała taki kolor włosów i oczu. Ale co my tak stoimy w progu? Wchodźcie dalej. Niby jeszcze dwa tygodnie do świąt, a już prawie cała rodzina się zjechała prócz Waszych kuzynów, którzy się uczą. - spojrzała spod byka na obydwie dziewczyny. 
- Nie martw się ciociu. Mamy dokumenty, które upoważniają Nas do czegoś, tam czegoś. W każdym razie testy ZDANE i zaczynamy do szkoły chodzić po feriach. - Agnieszka była z tego zadowolona. Nigdy nie lubiła szkoły. 
- Mama! - Mała Ola podbiegła do nóg kobiety. 
- Olu nie biegaj! - Na korytarzy stała babcia, a za nią dziadek. 
Przywitaliśmy się z nimi, a babcia, jak to babcia od razu pytanie za 100 pkt. - Jesteście głodne dziewczynki? 

A gdy tylko najmniejsze dzieci poszły spać, cała reszta zasiadła przy kolacji. 
- Powiedz mi, co tam w szerokim świecie? Masz jakiegoś chłopaka? - ciocia Kazia spytała jako pierwsza.
- W szerokim świecie - ciekawie, nie powiem. Chłopaka... miałam, ale to długa historia - na to moje siostry zaczęły się śmiać, wiec oberwały pod stołem kopniaki. 
- A nie myślałaś, nad rodzeństwem dla Sophie? - spytała Violetta. To moja ciocia, ale 4 lata starsza ode mnie. 
- Myślałam. - przyznałam szczerze
- I Nawet wymyśliła! - dodała Zuźka.
- Słucham?
- No tak jestem w ciąży. - Wszyscy zaczęli mi gratulować. Ale nikt nie pytał o ojca dziecka. Ucieszyło mnie to, że nie musiałam powtarzać całej historii. Chociaż i tak wiem, że babcia mi nie daruje. 

Gdy mężczyźni poszli spać (Świętowali moją ciążę... podobnież. To był pretekst do wypicia więcej wódki.), nasza część społeczeństwa (ja, Zuzik i Niesik, 5 kuzynek, 3 ciotko -kuzynki, 6 <lub więcej> cioć i babcia ) usiadła przy stole. 
- Babciu nie patrz tak na mnie. - ugięłam się pod jej spojrzeniem. Nigdy nie lubiłam go. Ono było dziwne... współczujące... a zarazem oskarżające... -Rozumiem, że mam Wam o tym opowiedzieć? - Wszystkie pokiwały głowami, a ja z ciężkim sercem od początku wszystko opowiedziałam. 
Mówiłam o Sophie, Dziewczynkach, Chłopakach, Dan, Eleanor, Ani, Karolinie. Pozdrowiłam je od Paul'a. Aż w końcu nadszedł najtrudniejszy moment w całej "karierze" - poznanie przez Zayn'a prawdy. Łzy leciały mi strumieniami, a mimo to mówiłam spokojnie. Jakbym musiała się wyładować na czymś, nie biorąc w tym udziału. 
Kiedy doszła do końca opowieści i podniosłam głowę, zauważyłam mokre ślady od łez na policzkach u każdej z kobiet. 
- Ale jest plus - odezwała się weselej Czerwonowłosa - Prawie pozbawiłyśmy go klejnotów rodowych! - wielki znak zapytania na twarzach zebranych, sprowadził na Nas kolejne opowiadanko. - Dobra ja jestem śpiąca. O kuurna... już po trzeciej. Było miło. Dobranoc. - obleciała cały stół z pocałunkami w policzek i zniknęła, a za nią Brązowowłosa.  Starsze pani (przepraszam, ale tak jest) opuściły nasze towarzystwo również, a my jak te strażniczki czuwałyśmy nad butelkami wina.
- Mam pomysł! - ucieszyła mordkę Klaudia -Może zrobimy sobie, oczywiście za zgodą cioci taki damski wieczór. Tak nasza jedenastka, w domku obok. 
- Może wypalić, a babcia by została z dzieciakami. - I jakoś tak się złożyło, że usnęłyśmy na rozłożonej kanapie w dziewiątkę, przykryte pierzyną. 

-----------------------------------------------------------------------------------
Nie wierzę!!
Napisałam!
ALe to jest bez sensu!

W każdym razie. Miałam inny zapisany w zeszycie, a inny wyszedł, bo ciągle coś mi nie pasowało.

 Liczę na komentarze i na odpowiedzi na PYTANIE POWYŻEJ :P

Pozdrawiam
Piernicek :*