Czytasz =>Komentujesz

Obserwatorzy

sobota, 16 marca 2013

II część - # 27(ostatni)

Jeszcze Epilog i kończę ten blog. Lecz nie smućcie się! Mam jeszcze kilka blogów w zanadrzu. xD

-----------------------------------------------------------------------------------------------
*Miesiąc Później, a dokładniej -23.12 sobota. Dzień ślubu.*
Godzina 14.00
 Od rana ktoś się koło mnie kręci. Ech...ale w końcu dziś mój wielki dzień! Biorę ślub. Pomyślicie, że to nic dziwnego, ale brzuch zarzyna mnie cały dzień! 
- Nie ruszaj się!- krzyknęła wkurzona Elena. I tak ma do mnie świętą, anielską cierpliwość!- No i gotowe!- Zaraz zleciała sie cała gromada<przy okazji ślubu dowiedziałam się, że moi dziadkowie gadają perfect po angielsku> (czyt. Lottie, Jay, Fizzy, Daisy, Phoebe, moja mama z Kim, Anita, Bella, Lili,  ciocia Kazia, Ciocia Ania, babcia Basia, Babcia Hela, Babcia Lou, Dziadek Lou, Mój tatuś z Maxiem, dziadek Tadeusz, drugi dziadek Tadeusz, Natala, Jewel, Misia, Kicia, Asia, Ania, Vikusia, Pati, kolejna Natalka, Maciek, Marek, Marcin, Mateusz, Łukasz, Tomek, Kasia, Iwona, Ola, Nicola, Wujek Piotrek, Ciocia Viola, Ciocia Edyta, Karola, Agnieszka, Kasia, Wujek Wojtek  i tylko święci wiedzą kto jeszcze).
- Pięknie...Wow...no wyglądasz...<gwizd>- takie o to reakcje było słychać. Byłam ubrana w TO i Makijaż i fryzura TAKA .
- Taaa, taaa...spoko, a teraz przepraszamy, ale ta osóbka śpieszy się na ślub!- Krzyknęła Lili
- Wcale, że nie... spokojnie...może on w tym czasie minie?? CO?? - zaczęłam się wykręcać...i jeszcze tam w żołądku czułam jakbym połknęła III-Wojnę Światową.
- JENNIFER! Raz-dwa. Idziemy!- krzyknęła Anita. Wsadzili mnie do czarnej limuzyny wraz z Lili, Anitą, Eleną i Bellą. Powiem Wam, że trochę mniej się juz stresowałam, ale nadal bardzo....
Dojechaliśmy na miejsce o 15.00. Wyglądało to pięknie!
Wysiadłam z pomocą mojego taty. Weszliśmy do środka... czekał już tam Louis z chłopakami. Wzięłam swój bukiet od Daisy, która razem z Phoebe sypała kwiatki. Mijałam Ławki, a w nich wiele osób. Znanych i nieznanych. Wreszcie doszłam tam, gdzie powinnam być. Mój tata podał moja dłoń Tommo i wyszeptał: Dbaj o nią bo będziesz wąchał kwiatki od spodu.... Moje słońce się uśmiechnęło szeroko do niego. Zaczęła się ceremonia.  Aż w końcu:
-Ja Louis biorę sobie Ciebie Jennifer  za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
 -Ja Jennifer biorę sobie Ciebie Louisie za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.-Cały czas patrzyłam mu w oczy. W pewnym momencie złapałam się, że poleciała mi  łza.
- Jennifer przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.- założył mi złoty krążek
-Louis przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.- założyłam mu obrączkę
- Ogłaszam Was mężem i żoną. Możecie się pocałować.- Taa...chyba te słowa były najbardziej wyczekiwane. Połączyliśmy swoje usta w długim pocałunku. 
Po ceremoni wszyscy zaczęli składać nam życzenia. Nasi Dziadkowie zmówili się  i zaczęli w Nas rzucać ryżem. Te ziarenka są takie złośliwe, że wpadły mi za stanik xD
Następnie udaliśmy się do sali, której NIKT nie chciał mi pokazać!! Wszystko robili chłopcy z dziewczynami! Normalnie FOCH :P
Lou przeniósł mnie przez próg. A ja jak to ja zareagowałam śmiechem... Przed wejściem stali seniorzy rodu z chlebem i solą. Moja babcia zapytała
- Jennifer co wolisz? Chleb, sól czy pana młodego??
- To trudne pytanie...- zaśmiałam się..- A tak na serio... Chleb, sól i pana młodego, żeby pracował na niego.- Zjedliśmy chleb z solą, wypiliśmy szampana i rzuciliśmy za sb. <mamy za dużo siły, bo wyleciało 5 metrów w tył UPS...>
Pierwszą piosenką do której tańczyliśmy była to "Przetańczyć z Tobą chce całą noc"- Anny Jantar
    
 - Kocham cię- wyszeptał
- Ja ciebie też słoneczko- pocałowałam go lekko w usta.
Była około 12.00 . Wstałam od stołu i podeszłam do orkiestry i przejęłam mikrofon.
- Hej... Jak wszyscy dobrze wiedzą. Mój najdroższy mąż obchodzi 24 grudnia urodziny. Kochanie wszystkiego najlepszego. Zdrowia, szczęścia, miłości i cierpliwości do tej bandy. - wszyscy się zaśmiali.- Prezent ode mnie ten główny dostaniesz później. A teraz... orkiestra...grajcie!
 

 Każdy potrzebuje inspiracji
Każdy potrzebuje piosenki
Pięknej melodii
Gdy noce się dłużą
Ponieważ nie ma gwarancji
Że to życie jest łatwe

Kiedy mój świat się rozpada
Kiedy żadne światło nie może przełamać ciemności
Wtedy ja, ja
Ja patrzę na ciebie
Kiedy fale zalewają brzeg
I nie mogę już znaleźć mojej drogi do domu
Wtedy ja, ja
Patrzę na ciebie

Kiedy patrzę na ciebie
Widzę przebaczenie
Widzę prawdę
Kochasz mnie za to kim jestem
Tak jak gwiazdy trzymają się księżyca
Właśnie tam, gdzie należą
I wiem, że nie jestem sama

Kiedy mój świat się rozpada
Kiedy żadne światło nie może przełamać ciemności
Wtedy ja, ja
Ja patrzę na ciebie
Kiedy fale zalewają brzeg
I nie mogę już znaleźć mojej drogi do domu
Wtedy ja, ja
Ja patrzę na ciebie

Pojawiasz się po prostu jak marzenie dla mnie
Jak kolory w kalejdoskopie, które mnie otaczają
Wszystko czego potrzebuję,
Oddech, którym oddycham
Czy ty nie wiesz, jesteś piękny
Taaaak

Kiedy fale zalewają brzeg
I nie mogę już znaleźć mojej drogi do domu
Wtedy ja, ja
Ja patrzę na ciebie, ja patrzę na ciebie
Taak, taak, ooooo

Pojawiasz się po prostu jak marzenie dla mnie 

Wszyscy zaczęli bić brawo, a Lou wstał, szybko do mnie podbiegł i pocałował...długo i namiętnie...
- A teraz proszę państwa czas na zabawę!- wykrzyknął Stasiu-mój wujek, ale on jest zajebisty! I w ten o to sposób zaczęły się oczepiny...

Około 4.00 Wszyscy się ulotnili, a my pojechaliśmy do hotelu. Weszliśmy do pokoju całując się...a co dalej się stało, chyba nie muszę mówić...prawda???

----------------------------------------
No...Napisałam się przy tym rozdziale...Został jeszcze Epilog...I podziękowania...Ale to chyba jutro :P

Pozdrawiam
Marzena :*     

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz