Czytasz =>Komentujesz

Obserwatorzy

sobota, 1 czerwca 2013

*Rozdział 8*

Malik'a już nie było w pokoju, ale słysząc śmiechy, mogłam wywnioskować że wszyscy siedzą w kuchni lub salonie. Zeszłam do nich, a obrazek był niecodzienny. Chłopcy robili piramidę jak czirliderki, a dodatkowo Agnes siedziała na samej górze, na biednym Horanku. 
- Siostra, nie za wygodnie ci?- spytałam
- Nieee... strasznie kościsty jest. - zaczęła się wiercić, a po minach "piramidki" można było wywnioskować, że jeszcze chwila i się zawalą.
- Lepiej zejdź, mówię ci. 
- Jo, luzik i tak będę na górze. - pokiwałam głową z uznaniem dla jej mózgu. Chciałam zobaczyć jak długo wytrzymają, ale Caroline zaciągnęła mnie do kuchni.
- Ciocia co się stało??
- Ty... z nim... i... - wzdrygnęła się, na co ja zrobiłam wielkie oczy i się zaśmiałam
- Caro... spokojnie, przecież aż taka głupia nie jestem, żeby od razu w ciąże zajść. Jedno z nim dziecko mi wystarczy.
- Jak to?!- Nie zauważyłam, że w pomieszczeniu zmaterializował się Louis
- Lou. Proszę nie mów...- popatrzyłam na niego błagalnie.
- Ale... jak?
- To ja już pójdę, a wy wyjaśnijcie sobie co trzeba. - Moja cioteczka poszła, a na mnie był utkwiony wzrok Tomlinsona
- Czekam...
- No więc. Było to jakieś 2-3 lata temu. Musiałam zrobić cytologię, a że NFZ tego nie refundował, poszłam do prywatnej kliniki. W ty samym czasie Zayn i Perrie starali się o dziecko. Dodatkowo w tej samej klinice. 
Doktor Sobieski miał tego dnia tylko mnie i Clarie.  No i nagle jedna z kobiet na porodówce zaczęła rodzić. On poszedł a zastąpiła go pani Elżbieta. Nie zapytała się mnie czy to cytologia, czy sztuczne zapłodnienie. I nas zamieniła. Po trzech tygodniach przyznali się do błędu, a miesiąc przed porodem dowiedziałam się, że Zayn jest Ojcem dziecka. 
- Woow... tylko dlaczego, mu nic nie powiedziałaś? Dlaczego nie powiedziałaś mu, że ma dziecko?
- A po co? Tyle czasu je sama wychowywałam. Kiedyś może się dowie, ale na pewno nie teraz. 
- Dlaczego?
-  Po prostu... nie chcę, boję się, on nie jest przygotowany na bycie ojcem.
- Rozumiem. Tylko pamiętaj, że jak coś to ci pomogę.
- Dzięki LouLou 
- Wiesz, że nikt tak do mnie nie mówił od dawna?
- Bo ja jestem wyjątkowa. - zaśmiałam się - Ostrzegam cię lojalnie, że niechcący mogę się wygadać o Twojej terapii. 
- NIE. WAŻ. SIĘ- wysyczał - A ty nie miałaś, przypadkiem zrobić dla Nas ciuchów na jutrzejszy występ? - uśmiechnął się chytrze. Wyciągnęłam telefon opisałam jak każdy ma wyglądać co do centymetra i wysłałam do Mojej krawcowej.
- Już kochany. Za 3 godziny będzie wszystko w domu. 
- Ale jak...?
- Czary-mary fiku-miku i już nie ma nic w piórniku - powtórzyłam słowa mojego taty. Zawsze tak do mnie mówił gdy się złościłam. - Powiedz reszcie, że za niedługo wrócę. - Wybiegłam z domu i podążyłam do parku. O tej porze roku było tu bardzo ładnie. Drzewa miały czerwono-złotą koronę ułożoną w  śmieszne kształty, pod nogami ścielił się piękny pomarańczowy dywan, a gdzieniegdzie spadały kasztany z drzew.  Można było również zobaczyć różne zwierzęta. W tedy mijałam zające, wiewiórki, kruki, wrony, a nawet i ropuchy. Gdy poczułam otarcie o nogę spojrzałam w dół. Był to mały słodki piesek. Od razu wzięłam go na ręce. Nie miał żadnej obroży, szelek czy czegokolwiek.  - Co maluszku? Zgubiłeś się? Pójdziemy do mnie. Umyjemy cię, nakarmimy i poznasz pięciu nienormalnych wujków i kilka ciotek.  - Wracając do domu cały, czas do niego mówiłam, a jemu cały czas chodził ogonek. Śmieszny widok.
-  Jestem! - krzyknęłam, a Śmieszek - tak go nazwałam - zeskoczył z moich rąk i pobiegł do salonu. Usłyszałam krzyk Harrego, śmiech reszty - Śmieszek. Do nogi. - oczywiście przybiegł, a jak chciał się zatrzymać przy moich nogach to tak jakby się poślizgnął i wleciał do kuchni. - Oj słonko. Idziemy się myć. - Zaraz zmaterializowały się moje siostry<+Lou i Harry> i go przejęły, a ja mogłam iść do mojego ukochanego i naszej mojej córki. - Gdzie Sophie?
- Poszła z Caroline, Dianą i Paul'em na spacer - powiedział Malik 
- Mhm... w takim razie... Hej słoneczko - pocałowałam go w usta.
- Mrrr.... tego mi brakowało, przez cały dzień - uśmiechnął się słodko. Po jakiś 30 minutach przyszła Soph z rodzinką i nasz nowy pupilek. Każdy chciał sie z nim bawić, a on był w siódmym niebie. 
Wieczorem zjedliśmy kolację <robioną przez Hazzę>, umyłam Zosię, uspałam, sama się umyłam i nie wiem  kiedy usnęłam wtulona w Zayn'a.

-------------------------------------------
Wiem, wiem piszę roztrzepanie, ale już taki mój styl :D

WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO Z OKAZJI DNIA DZIECKA :*

Pozdrawiam
Marzena :*

2 komentarze:

  1. Wow! Boskie! Wszystkiego naj z okazji dnia dziecka :* czekam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super. Czekam na next :*********

    OdpowiedzUsuń