- Siostra, nie za wygodnie ci?- spytałam
- Nieee... strasznie kościsty jest. - zaczęła się wiercić, a po minach "piramidki" można było wywnioskować, że jeszcze chwila i się zawalą.
- Lepiej zejdź, mówię ci.
- Jo, luzik i tak będę na górze. - pokiwałam głową z uznaniem dla jej mózgu. Chciałam zobaczyć jak długo wytrzymają, ale Caroline zaciągnęła mnie do kuchni.
- Ciocia co się stało??
- Ty... z nim... i... - wzdrygnęła się, na co ja zrobiłam wielkie oczy i się zaśmiałam
- Caro... spokojnie, przecież aż taka głupia nie jestem, żeby od razu w ciąże zajść. Jedno z nim dziecko mi wystarczy.
- Jak to?!- Nie zauważyłam, że w pomieszczeniu zmaterializował się Louis
- Lou. Proszę nie mów...- popatrzyłam na niego błagalnie.
- Ale... jak?
- To ja już pójdę, a wy wyjaśnijcie sobie co trzeba. - Moja cioteczka poszła, a na mnie był utkwiony wzrok Tomlinsona
- Czekam...
- No więc. Było to jakieś 2-3 lata temu. Musiałam zrobić cytologię, a że NFZ tego nie refundował, poszłam do prywatnej kliniki. W ty samym czasie Zayn i Perrie starali się o dziecko. Dodatkowo w tej samej klinice.
Doktor Sobieski miał tego dnia tylko mnie i Clarie. No i nagle jedna z kobiet na porodówce zaczęła rodzić. On poszedł a zastąpiła go pani Elżbieta. Nie zapytała się mnie czy to cytologia, czy sztuczne zapłodnienie. I nas zamieniła. Po trzech tygodniach przyznali się do błędu, a miesiąc przed porodem dowiedziałam się, że Zayn jest Ojcem dziecka.
- Woow... tylko dlaczego, mu nic nie powiedziałaś? Dlaczego nie powiedziałaś mu, że ma dziecko?
- A po co? Tyle czasu je sama wychowywałam. Kiedyś może się dowie, ale na pewno nie teraz.
- Dlaczego?
- Po prostu... nie chcę, boję się, on nie jest przygotowany na bycie ojcem.
- Rozumiem. Tylko pamiętaj, że jak coś to ci pomogę.
- Dzięki LouLou
- Wiesz, że nikt tak do mnie nie mówił od dawna?
- Bo ja jestem wyjątkowa. - zaśmiałam się - Ostrzegam cię lojalnie, że niechcący mogę się wygadać o Twojej terapii.
- NIE. WAŻ. SIĘ- wysyczał - A ty nie miałaś, przypadkiem zrobić dla Nas ciuchów na jutrzejszy występ? - uśmiechnął się chytrze. Wyciągnęłam telefon opisałam jak każdy ma wyglądać co do centymetra i wysłałam do Mojej krawcowej.
- Już kochany. Za 3 godziny będzie wszystko w domu.
- Ale jak...?
- Jestem! - krzyknęłam, a Śmieszek - tak go nazwałam - zeskoczył z moich rąk i pobiegł do salonu. Usłyszałam krzyk Harrego, śmiech reszty - Śmieszek. Do nogi. - oczywiście przybiegł, a jak chciał się zatrzymać przy moich nogach to tak jakby się poślizgnął i wleciał do kuchni. - Oj słonko. Idziemy się myć. - Zaraz zmaterializowały się moje siostry<+Lou i Harry> i go przejęły, a ja mogłam iść do mojego ukochanego i
- Poszła z Caroline, Dianą i Paul'em na spacer - powiedział Malik
- Mhm... w takim razie... Hej słoneczko - pocałowałam go w usta.
- Mrrr.... tego mi brakowało, przez cały dzień - uśmiechnął się słodko. Po jakiś 30 minutach przyszła Soph z rodzinką i nasz nowy pupilek. Każdy chciał sie z nim bawić, a on był w siódmym niebie.
Wieczorem zjedliśmy kolację <robioną przez Hazzę>, umyłam Zosię, uspałam, sama się umyłam i nie wiem kiedy usnęłam wtulona w Zayn'a.
-------------------------------------------
Wiem, wiem piszę roztrzepanie, ale już taki mój styl :D
WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO Z OKAZJI DNIA DZIECKA :*
Pozdrawiam
Marzena :*
Wow! Boskie! Wszystkiego naj z okazji dnia dziecka :* czekam na kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńSuper. Czekam na next :*********
OdpowiedzUsuń